W swojej karierze zdobył już brąz mistrzostw świata juniorów i wywalczył srebro w halowych mistrzostwach Europy seniorów. Teraz przed Jakubem Szymańskim kolejne wyzwania. – Zbroimy się na sezon halowy 2025, są dwie imprezy rangi mistrzowskiej i z obu chciałbym wrócić z medalami – zapowiada rekordzista Polski w biegach na 60 i 110 metrów przez płotki.
Urodzony w 2002 roku Jakub Szymański sukcesy odnosił już jako junior młodszy i junior poprawiając halowe rekordy Polski w biegu na 60 metrów przez płotki. W 2021 roku wywalczył w Nairobi brązowy medal mistrzostw świata juniorów na dystansie 110 metrów przez płotki. Dwa lata później w Stambule zdobył tytuł halowego wicemistrza Europy. Po zmianie trenera w sezonie 2024 otarł się o podium globalnego czempionatu w hali, poprawił halowy oraz wyrównał stadionowy rekord Polski. Podczas Gali ORLEN Złote Kolce Śląskie 2024 z płotkarzem SKLA Sopot rozmawialiśmy o zmianie trenera i jej następstwach, minionym sezonie oraz planach na nadchodzące miesiące.
Ze sceny na Gali ORLEN Złote Kolce Śląskie 2024 dziękowałeś swoim trenerom, z którymi pracujesz na co dzień. Na początek chciałem Cię jednak zapytać o Twojego pierwszego szkoleniowca, czyli Bernarda Wernera. To były mistrz Polski w rzucie oszczepem. Jak trenowało się płotki z przedstawicielem konkurencji technicznej?
Zwykle bywały te dobre momenty. Jednak po tylu latach współpracy dostrzegam, że mieliśmy gdzieś tam swoje braki. Świadomie się do tego przyznawaliśmy. Trochę szkoda, że rozstaliśmy się przed sezonem olimpijskim. W teorii mogliśmy pracować jeszcze przez ten rok. Domyślam się, że dla trenera może to wyglądać słabo. Natomiast tak naprawdę te decyzje, które podjąłem, nie były wymuszone. Wszystko potoczyło się samo. Zresztą moim zdaniem tak jest najlepiej, kiedy bez nakazywania kieruje się swoim życiem i podąża za intuicją.
Trening oszczepnika jest nieco bardziej ogólnorozwojowy. Jak on wypływał na Ciebie, jako młodego zawodnika?
Bardzo mocno mnie wzmocnił. Tak jak mówisz, trenowaliśmy bardziej ogólnorozwojowo. Może nie aż tak jak do wieloboju, ale na pewno wzmocniłem się fizycznie. I to bardzo!
To zdecydowanie plus, który pewnie przekłada się też na te nowe bodźce treningowe, jakie otrzymujesz dziś?
Oczywiście, jednak teraz widzę dużą zmianę w treningu. Mamy bardzo zróżnicowane zajęcia, ale jednocześnie skupione na specjalizacji. Pracujemy bardzo pod kątem płotków. Oczywiście trening ogólny też istnieje, ale kładziemy nacisk na ćwiczenia płotkarskie. Mamy w głowie bieg przez płotki, a nie ogólny rozwój. W lekkiej atletyce jest takie przekonanie, stereotyp, że trener zna się na wszystkich konkurencjach i może przygotowywać do nich zawodnika, a tam gdzie człowiek będzie dobry tam zostanie. U mnie było wiadomo, że będę biegał płotki. Jednak nie mieliśmy początkowo aż takiej wiedzy żeby to sprecyzować w treningach.
Mówisz, że wiedziałeś iż będziesz biegał płotki, ale przygodę z lekkoatletyką zaczynałeś od zupełnie innej konkurencji. Pamiętasz jakiej?
Oczywiście. To był skok wzwyż. Mieliśmy jednak szczęście. Trenowaliśmy ogólnie, metodą prób i błędów. Pracowaliśmy nad skokiem wzwyż i nagle przyszła taka myśl żeby spróbować biegu przez płotki. To było moje szczęście. Mogliśmy trafić do konkurencji, w której dziś jestem za dziesiątym razem. Udało się już za drugim. Dzięki temu nie marnowałem dużo czasu i od razu znalazłem się w konkurencji, w której się specjalizuję.
Zmieniłeś trenera i w sezon halowy – będąc już pod opieką dwójki nowych szkoleniowców – wszedłeś ze świetnymi wynikami.
Wiadomo, każdy może powiedzieć, że dobre bieganie na hali w moim wykonaniu to jest oczywistość. Że zawsze będą życiówki, że zawsze będą medale i finały. To nie jest tak. W pewnym momencie bym się zatrzymał i gdybym nie wszedł na inny poziom treningu, to kto wie jakby wyglądał następny sezon. Jeśli wynikowo zbliżyłby się do 2023 to nie osiągnąłbym w nim tak wiele jak się udało. Pamiętajmy, że wyniki podczas halowych mistrzostw świata były wygórowane.
W Glasgow byłeś jednak w ósemce, a w półfinale poprawiłeś własny rekord Polski na 60 metrów przez płotki.
Tak, ale w finale zabrakło trochę do medalu. Teraz będziemy mieli halowe mistrzostwa świata dwa sezony pod rząd. W 2025 w Chinach, a rok później w Toruniu. Mam nadzieje, że na tych dwóch imprezach będę w stanie walczyć o medale.
Byłoby świetnie! Natomiast w sezonie letnim 2024 wydaje się, że tak naprawdę ułożył Ci się tylko ten jeden bieg – podczas mistrzostw kraju w Bydgoszczy gdzie wyrównałeś rekord Polski Damiana Czykiera. Czy tych biegów naprawdę dobrych, w Twoim odczuciu, było w minionych miesiącach jednak więcej?
Bieg w Lublinie, podczas mistrzostw Polski do lat 23, na 13.31 też był bardzo dobry. Nie uniknąłem tam błędów na pierwszych 20 metrach, a jak wiadomo, to przekreśla w zasadzie cały bieg. On musi być idealny w całości, aby górować nad rekordem Polski. W Lublinie od 20 metra do końca bieg był lepszy niż ten w Bydgoszczy. Gdyby nie początek to ustanowiłbym w nim nowy rekord Polski. Patrząc na cały sezon, to wszystkie biegi poniżej 13.40 zaliczałbym jednak do udanych, ponieważ jest to mój pierwszy rok po zmianie trenera. Potrzebuję adaptacji do tych nowych bodźców treningowych. Na 60 metrów przez płotki jestem o wiele lepszy i mam pewność siebie. W przypadku startów letnich na 110 metrów przez płotki muszę jeszcze nad tym popracować. Natomiast jeśli bez tej pewnością i werwy już jestem w stanie uzyskiwać takie wyniki jak rekord Polski, to spodziewajmy się w przyszłości o wiele szybszego biegania. Po prostu potrzebuję jeszcze czasu.
Jesteś ciągle młodym zawodnikiem, zatem dużo przed Tobą tych biegów i szans na medale oraz rekordy.
Właśnie zdałem sobie sprawę z tego, że niby jestem młodym zawodnikiem, ale tutaj na Gali ORLEN Złote Kolce byli zawodnicy 16-17-letni. Byli nominowani w kategorii odkrycie roku. Rozmawiałem z jednym z nich i zdałem sobie sprawę, że jestem już w połowie kariery. Mam 22 lata i przede mną jeszcze minimum 10 lat biegania. Oczywiście, jeśli nic złego się nie stanie. Tamci ludzie dopiero zaczynają. Oni jeszcze nie rozpoczęli startów wśród seniorów. Póki co ich kariery to raczej preludium do tego co ich czeka. Starty w seniorach są o wiele lepsze, ale też bezlitosne jeśli nie osiąga się wyników. Wiadomo, że zdobyć medal na mistrzostwach U18 czy U20, gdzie startują tylko dwa roczniki, jest paradoksalnie dość prosto.
U Ciebie to było nieco trudniejsze, bo gdy byłeś pierwszym rocznikiem juniora ,na świecie panował COVID-19 i organizację mistrzostw świata przeniesiono na kolejny sezon.
Z jednej strony tak, było trudniejsze. Natomiast patrząc na to z innej perspektywy to podczas mistrzostw świata juniorów w 2021 roku w Nairobi, gdzie zdobyłem brązowy medal, nie startowali Amerykanie. Wtedy zabrakło też przedstawicieli innych nacji, które mogły namieszać w rywalizacji. Jestem wdzięczny, że ten medal mam. On podtrzymał moją motywację do trenowania. Z perspektywy czasu uważam jednak, że tamte sukcesy i momenty kariery są ważne tylko na rok, dwa lata. Później odcina się to grubą kreską i liczy się tylko to, co jest od kategorii U23, od wieku seniora. Wtedy zaczynają się poważne rzeczy, ludzie zdecydowanie bardziej szanują te sukcesy.
Na koniec pytanie o najbliższe miesiące. W marcu najpierw czekają nas mistrzostwa Europy w Apeldoorn, a dwa tygodnie później światowy czempionat w Nankinie. Czy zdecydujesz się na starty w obu tych imprezach?
Tak, na 100%. Cieszę się, że mamy dwie imprezy halowe jednego roku. Dla zawodnika, który specjalizuje się w startach na 60 metrów przez płotki, to jest po prostu raj. Zbroimy się i liczymy na dwa medale!
Maciej Jałoszyński / foto (ilustracyjne): Marek Biczyk, Tomasz Kasjaniuk