Menu
1 / 0
Aktualności /

KRZYSZTOF KALISZEWSKI: Trzymamy rękę na pulsie

KRZYSZTOF KALISZEWSKI: Trzymamy rękę na pulsie

Anita Włodarczyk ma już za sobą trzy starty w sezonie 2013. Wicemistrzyni olimpijska z Londynu w poniedziałek, dokładnie na 2 miesiące przed rozpoczęciem mistrzostw świata wygrała w Moskwie silnie obsadzone zawody, rzucając 74.28 m.

Anita Włodarczyk ma już za sobą trzy starty w sezonie 2013. Wicemistrzyni olimpijska z Londynu w poniedziałek, dokładnie na 2 miesiące przed rozpoczęciem mistrzostw świata wygrała w Moskwie silnie obsadzone zawody, rzucając 74.28 m.

 

Polka pokonała m.in. Tatianę Łysenko, Kathrin Klaas i Aksanę Miankową. Trener Anity, Krzysztof Kaliszewski jest zadowolony zarówno ze zwycięstwa jak i z rezultatu swojej podopiecznej. Podkreśla, że na początku roku Włodarczyk miała dwie kontuzje, które spowodowały to, że dziś trzeba nadganiać stracony czas.

- Mimo to Anita prezentuje się dobrze – mówi Kaliszewski. – Ma trzeci wynik na światowych listach (74.73), wygrywa z mistrzynią olimpijską, jesteśmy dobrej myśli przed sierpniowymi mistrzostwami.

- W tym roku przygotowania do mistrzostw zakłóciły wam problemy zdrowotne. Co to dokładnie było?

- W styczniu podczas zgrupowania w RPA nabawiła się kontuzji kręgosłupa, a później w trakcie pobytu w Stanach Zjednoczonych przytrafił się uraz stopy. De facto obie kontuzje trwały po miesiąc, czyli z zaplanowanego cyklu treningowego wypadły nam dwa miesiące.

- Gdyby nie to, pewnie udałoby się wam wykonać więcej pracy i wyniki mogłyby już teraz być lepsze o 1,5-2 metry?

- Podejrzewam, że tak. Ale cieszę się, że na dwa miesiące przed mistrzostwami świata wystartowaliśmy w Moskwie z takim efektem. Owszem, rywalki nie zaprezentowały wysokiej formy, ale trzeba pamiętać, że rok temu Anita wygrała mistrzostwa Europy wynikiem 74.29, a tu uzyskała tylko centymetr mniej. Moim zdaniem jest się z czego cieszyć i nie ma co narzekać, że poziom był słaby. Zabrakło tylko Betty Heidler, która nie przyjechała do Moskwy – nie wiadomo z jakich powodów. Poza tym, Anita przyleciała do Rosji będąc w ciężkiej pracy. Dwa dni temu wykonała 70 rzutów ciężkim młotem. Laikowi niewiele to mówi, ale jeśli ktoś choć odrobinę zna się na konkurencjach rzutowych, wie co taki wysiłek oznacza. To tak jakby rozładować wagon z węglem. A więc w tym starcie nie spodziewałem się jakichś fajerwerków. Przygotowujemy się do mistrzostw świata i to jest nasz główny cel.

- Do mistrzostw świata zostały dokładnie 2 miesiące. Potraktowaliście wyjazd na ten mityng jako swoisty rekonesans? Co zaobserwowaliście w Moskwie?

- Rzeczywiście, chcieliśmy zobaczyć jakie będą tu warunki w trakcie mistrzostw. Zarówno na stadionie jak i poza nim. Przyznam szczerze, że ostatnio byłem w stolicy Rosji w 1990 roku i oczywiście to miasto bardzo się zmieniło na plus. Pewnie, że wiele rzeczy można jeszcze dopracować, ale Rosjanie na pewno staną na wysokości zadania. Przyjechaliśmy, zobaczyliśmy, przy okazji Anita wygrała zawody i bardzo się cieszę.

- Konkurs rozgrywany był na bocznym stadionie?

- Tak, tam, gdzie w trakcie mistrzostw świata będzie wyznaczony stadion rozgrzewkowy. Anicie rzucało się dobrze, chwaliła koło. Na głównym stadionie pewnie będzie takie samo. Nie udało nam się jednak tego sprawdzić, bo w sumie nie było na to czasu. Ale może to i lepiej. Niech to będzie pewnego rodzaju niespodzianką na mistrzostwa.

- To był trzeci tegoroczny start Anity. To wystarczająco, czy niewiele jak na pierwszą dekadę czerwca?

- Musimy trzymać rękę na pulsie, dbać o zdrowie Anity, więc nie chcieliśmy specjalnie ryzykować wielu dalekich podróży. Ale generalnie w okresie startowym idziemy zgodnie z planem, nie odpuszczamy startów. Anita potrzebuje przecież obrzucania, a zawody to taki główny element treningowy. W sobotę kolejny start Anity – w memoriale Kusocińskiego w Szczecinie.

- Tam ma się zmierzyć z Betty Heidler.

- Tak, ale podkreślam, że na razie jesteśmy w ciężkim treningu. Ze względu na kontuzje to wszystko się u Anity trochę przesunęło. Na szczęście odnalazła się i wygląda coraz lepiej. Co prawda w Moskwie rzuciła trochę bliżej niż w Eugene, ale w ostatniej kolejce wyszedł jej daleki rzut. Młot zahaczył jednak o siatkę i spadł na 73-74 metrze. Gdyby nie to wynik mógł być znacznie lepszy. Ostatecznie spaliła ten rzut.

- We wtorek wracacie z Moskwy do kraju, pewnie z marzeniem, żeby stolica Rosji była dla Anity tak samo szczęśliwa jak cztery lata temu Berlin, gdzie zdobyła złoto, ustanawiając rekord świata…

- Jesteśmy optymistycznie nastawieni, najlepiej żeby powtórzył się Berlin z rekordem życiowym. Jednak trzeba do wszystkiego podchodzić ostrożnie. Nasz sztab pracuje nad tym, by dobrze ją przygotować – również pod względem zdrowotnym. Poza tym, za dwa miesiące forma rywalek może być zupełnie inna. Pamiętamy poprzedni rok, w którym Łysenko nie rzucała przecież jakoś rewelacyjnie, a w londyńskich igrzyskach uzyskała 78 metrów i zdobyła złoto. Powtarzam: to jest tylko sport i wiele może się wydarzyć.

Powrót do listy

Więcej