Menu
1 / 0
Aktualności /

Kamila Lićwinko: Polowałam na ten rekord

Kamila Lićwinko: Polowałam na ten rekord

Kilka dni temu, podczas mityngu w Cottbus, Kamila Lićwinko (znana bardziej pod panieńskim nazwiskiem Stepaniuk) w wielkim stylu rozpoczęła halowy sezon. Ustanowiła halowy rek. Polski w skoku wzwyż – wynik 1.96 dał jej 3. miejsce w silnie obsadzonym konkursie.

Kilka dni temu, podczas mityngu w Cottbus, Kamila Lićwinko (znana bardziej pod panieńskim nazwiskiem Stepaniuk) w wielkim stylu rozpoczęła halowy sezon. Ustanowiła halowy rek. Polski w skoku wzwyż – wynik 1.96 dał jej 3. miejsce w silnie obsadzonym konkursie.

 

 

- W Cottbus wystartowałaś po raz pierwszy i to z niesamowitym skutkiem. Dlaczego w tym sezonie halowym wybrałaś inne zawody niż ostatnio, gdy startowałaś w kilku czeskich mityngach?

- W poprzednich latach rzeczywiście skakałam u naszych południowych sąsiadów, ale tym razem jedne z tamtych zawodów pokrywają się z naszym Pedros Cup. A ja bardzo chciałam wystartować w Bydgoszczy, przed polską publicznością. Na dodatek moja menedżerka zaproponowała mi start w Cottbus. Termin pasował, choć to oznaczało wcześniejsze rozpoczęcie sezonu. Jednak – jak widać – decyzja była słuszna. Wiedziałam, że będzie tam dobra obsada i może być dobre skakanie. Przyznam, że to był taki start „z marszu”. Nie poluzowaliśmy jakoś specjalnie treningów. Do końca roku pracowaliśmy bardzo ciężko, później miałam jeszcze styczniowe zgrupowanie i właściwie dopiero kilka dni przed Cottbus zaczęło się takie klasyczne ustawienie do skakania. Wcześniej nie schodziliśmy z treningów. Stąd wniosek, że to jeszcze nie jest moja optymalna forma.

- Gdzie miałaś zgrupowanie przed sezonem halowym?

- Nie wyjeżdżaliśmy zagranicę. Najpierw byłam w Zakopanem, a dwa kolejne zgrupowanie miałam w Spale.

- Wróćmy więc do konkursu w Cottbus. Zaczęłaś od 1.80 i wszystkie wysokości, z 1.94 włącznie, pokonywałaś w pierwszych próbach…

- Zgadza się. To był bardzo fajny konkurs, mimo że strasznie się ciągnął. Startowało w nim 10 zawodniczek i 9 zawodników, skakaliśmy na  przemian. Trwało to długo, ale na szczęście zaliczałam wszystko w pierwszych próbach, nie musiałam się więc denerwować, czekając na poprawki jakichś skoków. Skupiłam się na tym, żeby wykonywać swoje próby jak najlepiej. Szczerze mówiąc, konkurs w Cottbus potraktowałam… treningowo. Dla mnie zawsze zawody są najlepsza okazją do zrobienia treningu technicznego, szczególnie właśnie w takim okresie przygotowawczym do docelowej imprezy. Nie ukrywam, że podświadomie myślałam też w Cottbus o wypełnieniu minimum na halowe mistrzostwa świata w Sopocie. Chciałam już w spokoju się przygotowywać, nie szukać jakichś startów „ostatniej szansy”.

- Dotychczas kilka razy skoczyłaś w hali 1.92, ale w poprzednich latach nie mogłaś pokonać tej bariery. W Cottbus pięknie przefrunęłaś nad poprzeczką już w pierwszej próbie.

- To prawda. Tuż po udanym skoku na 1.94 w Cottbus pomyślałam sobie, że wreszcie, po pięciu latach prób, pokonałam poprzeczkę zawieszona wyżej niż 1.92. To duża radość. Na szczęście, w dalszej części konkursu nie skupiałam się już na tym. Po prostu robiłam swoje i stąd ten rekord. Trzecia próba na 1.96 była poprawna i udana.

- Pierwsze dwa podejścia do tej wysokości były nieudane, bo…

- Na pewno byłam trochę zmęczona. W pierwszej próbie zabrakło niewiele, ale trochę zawahałam się przy odbiciu. Na tej wysokości nie można popełnić takiego błędu. W drugiej próbie chyba za bardzo chciałam, a w trzeciej po prostu już nie myślałam o niczym. Stanęłam, pobiegłam i skoczyłam. To chyba najlepszy sposób na skakanie – przynajmniej w moim przypadku.

- Podjęłaś jeszcze jedną próbę na 1.98, ale to już bardzo wysoko…

- Zeszło ze mnie powietrze, zmęczenie dało znać o sobie. Dzień przed wyjazdem do Cottbus poczułam delikatny ból mięśnia dwugłowego, trzeba było go „zatejpować”. Prawdę mówiąc, z tego powodu start w Niemczech stał pod znakiem zapytania. Dlatego później, na skoczni nie chciałam się już szarpać. To był pierwszy start, przede mną cały sezon. Nie było sensu ryzykować. I tak zrobiłam bardzo dużo.

- Beitia, Gordiejewa, czy Green to zawodniczki z absolutnej światowej czołówki. W Cottbus po raz kolejny przekonały się, że Ty również dołączyłaś już na dobre do tej elity skoczkiń wzwyż.

- Od kilku lat razem startujemy, również w imprezach mistrzowskiej rangi, znamy się. Mam nadzieję, że i w tym sezonie utrzymam się w tym elitarnym gronie.

- Po raz drugi odebrałaś rekord Polski Danucie Bułkowskiej – wcześniej w 2013 roku w Opolu. Obydwa wyniki są imponujące – 1.96 w hali i aż 1.99 na stadionie. Osiągnęłaś znakomity poziom.

- Cieszę się bardzo, że mogłam się zapisać na kartach historii, choć nie był to cel sam w sobie. Szczerze mówiąc, na halowy rekord „polowałam” już dość długo. Był w moim zasięgu zdecydowanie bardziej niż ten ze stadionu, o którym nawet nie myślałam. To 1.99 to była ogromna niespodzianka. Natomiast już w 1999 roku niewiele brakło, bym pobiła halowy rekord w Turynie. Udało się teraz i jestem szczęśliwa.

- Jeśli uda się utrzymać taki poziom, oznaczałoby to znakomity prognostyk przed halowymi mistrzostwami świata. Na co liczysz, myśląc o Sopocie?

- Teraz najważniejsze są przygotowania do tej imprezy. Chciałabym wypaść jak najlepiej, być zdrową. Nie myślę o konkretnym wyniku. Na to przyjdzie czas w miarę zbliżania się sopockich mistrzostw.

- Twoje najbliższe starty?

- 31 stycznia Bydgoszczy 8 lutego Arnstadt. Później mistrzostwa Polski i halowe mistrzostwa świata.

- Możemy również w tym roku liczyć na Twoją ciekawą rywalizację z Justyną Kasprzycką?

- Myślę, że tak. Justyna pewnie też chce skoczyć minimum na Sopot jak najszybciej. Mam nadzieję, że inne polskie skoczkinie też nie zawiodą.

- Dotychczas nigdy nie startowałaś w halowych mistrzostwach świata.

- To prawda. W Sopocie zaliczę debiut w imprezie tej rangi. Co ciekawe, latem w Zurychu też zapowiada się debiut, bo nigdy jeszcze nie brałam udziału w mistrzostwach Europy na otwartym stadionie.

- W Cottbus też zaliczyłaś debiut – to był pierwszy start pod nowym nazwiskiem: Lićwinko. We wrześniu wyszłaś za swojego trenera, Michała Lićwinkę.

- Muszę sprostować – choć nazywam się już Lićwinko, menedżerka zgłosiła mnie jeszcze pod panieńskim nazwiskiem. Ale w kolejnych zawodach wystartuję już z prawidłowym zgłoszeniem.

- Widać, że małżeństwo Ci służy…

- Oboje czujemy się w swoim towarzystwie i w małżeństwie świetnie. Za wiele się nie zmieniło, ale na pewno jest fajnie i jesteśmy szczęśliwi.

- Na koniec – gratulacje z powodu zwycięstwa w Plebiscycie „Gazety Współczesnej” na Najlepszego Sportowca Podlasia. Michał został Najlepszym trenerem.

- Dziękuję bardzo. Sukces jest tym większy, że głosy oddawali czytelnicy tej gazety, a więc czujemy ich wsparcie, które motywuje do jeszcze cięższej pracy.

 

 

Powrót do listy

Więcej