Piotr Lisek i Paweł Wojciechowski skacząc solidarnie z rekordzistą globu Francuzem Renaud Lavilleniem 5.80 sięgnęli – w trójkę – po brązowy medal lekkoatletycznych mistrzostw świata rozgrywanych w Pekinie.
Piotr Lisek i Paweł Wojciechowski skacząc solidarnie z rekordzistą globu Francuzem Renaud Lavilleniem 5.80 sięgnęli – w trójkę – po brązowy medal lekkoatletycznych mistrzostw świata rozgrywanych w Pekinie.
Polacy w konkursie do wysokości 5.80 skakali bezbłędnie. Zaczęli od różnych wysokości – Lisek od 5.50, Wojciechowski od 5.65. Później w pierwszych próbach zaliczyli medalową – jak się później okazało – wysokość 5.80. Na tym poziomie do konkursu przystąpił Lavillenie, który zaliczył tylko jedną udaną próbę w finale. W pewnym momencie Polacy, Francuz oraz późniejszy mistrz świata Shawnacy Barber z Kanady prowadzili wspólnie legitymując się rezultatem 5.80. Po chwili – w drugiej próbie – do walki o wygraną włączył się jeszcze broniący tytułu Niemiec Raphael Holzdeppe. Gdy poprzeczka powędrowała na 5.90 niespodziankę sprawił Barber pokonując tą wysokość w pierwszej próbie. Jeszcze większą niespodzianką były trzy strącenia 5.90 przez Lavillenie. Także biało-czerwoni nie poradzili sobie z tą wysokością. Tymczasem po Kanadyjczyku Niemiec zaliczył w trzeciej próbie 5.90 i wywalczył srebro. Ostatecznie złoto dla Barbera, srebro dla Holzdeppe, a brąz dla tria Lisek – Wojciechowski – Lavillenie (Francuz nadal bez tytułu mistrza globu na stadionie...).
Drugi raz w historii mamy dwa medale w tyczce. 6 lat temu w Berlinie złoto zdobyła Anna Rogowska, a wicemistrzynią świata została Monika Pyrek.
- Wreszcie może się przekonacie, że trzeba już ode mnie odkleić tę łatkę słabego psychicznie – śmiał się po konkursie Lisek. – Cieszę się z wyniku i miejsca, myślę, że to świadczy o tym, że polska tyczka jest gdzieś wyżej niż inne konkurencje. Dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do tego, że zdobyłem ten medal. W tym również trenerowi Sławkowi, który doprowadził mnie na wysoki poziom. – dodał Piotr.
Paweł Wojciechowski 4 lata temu w Daegu miał złoto, tym razem w Pekinie brąz.
– Kolekcjonuję te medale – mówił z uśmiechem. – Ten kolejny cieszy niezmiernie, po tych perturbacjach zdrowotnych. Jestem na siebie zły, bo mogłem skoczyć wyżej. Ale złość mija, kiedy sobie uświadamiam, że jutro na szyi będę miał medal. Na pewno w takich konkursach rządzi głowa. Muszę podziękować doktorowi Sybilskiemu, z którym współpracuję. Dziękuję też centrum osteopatii z Marcinem Ganowskim na czele – powiedział Paweł.
Trzeci z naszych tyczkarzy, Robert Sobera, znów miał problemy ze skurczami. Skoczył w drugiej próbie 5.50, a kolejną wysokość - 5.65 - strącił trzykrotnie i został sklasyfikowany na 15. pozycji.
- Bardzo żałuję, bo ogólnie czułem się dziś dobrze. Niestety, znów złapały mnie skurcze i nie dałem rady rywalizować na odpowiednim poziomie. Po eliminacjach odnowiły się moje kontuzje i wyszły moje słabości. Szkoda, że takie rzeczy się dzieją na tak wazniej imprezie. Będe trenował jeszcze mocniej, mam nadzieję, że na igrzyskach to się nie powtórzy. Konsultowałem się z lekarzami, ale do tej pory tak naprawde nie wiadomo, skąd się biora moje problemy. Nie brakuje mi w organizmie żadnych minerałów, wszystko teoretycznie powinno być OK. Może będę musiał zmienić sposób biegania? Zobaczymy. Stadion jest świetny, atmosfera cudowna, szkoda, że nie będę tego wspominał z przyjemnością pod względem sportowym... - powiedział Robert.
Z dobrej strony w biegu finałowym na 3000 m z przeszkodami pokazał się Krystian Zalewski. Wicemistrz Europy biegł w połowie stawki, a ostatecznie uplasował się na 9. pozycji ze swoim najlepszym w tym sezonie czasem (8:21.22). – Popełniłem błąd, bo byłem za daleko, kiedy ruszył pierwszy atak. Musiałem włożyć więcej sił, by dogonić czołówkę. Może z tego powodu zabrakło sił na końcówce. Dlatego spory niedosyt, wierzyłem, że stać mnie na więcej – przyznał Krystian. Po raz czwarty z rzędu w MŚ zwyciężył Kenijczyk Ezekiel Kemboi (8:11.28), a kolejnych trzech miejscach również byli jego rodacy…
W eliminacjach rzutu oszczepem odpadł Marcin Krukowski. W pierwszej w trzeciej próbie uzyskał identyczny wynik - 78.91. To dało mu 21-sze miejsce (awans dawał wynik 80.86).
– Szkoda, że się nie udało. Finał był w moim zasięgu. Muszę coś poprawić, może siłę? Powinienem być na takim poziomie, żeby mieć nieudane konkursy na 84 metry, a nie 78… - mówił rozczarowany oszczepnik.
Wielkie emocje były w finale sprintu na 100 m pań. Zwyciężyła (po raz trzeci na tym dystansie) Jamajka Shelly-Ann Fraser-Pryce z czasem 10.76. Druga z rekordem Holandii była Dafne Schippers (10.81), która 2 lata temu w Moskwie miała brąz MŚ, ale w siedmioboju.
W finale trójskoku triumfowała obrończyni tytułu, Caterina Ibarguen z Kolumbii (14.90), a w biegu na 10 000 m Kenijka Vivian Cheruiyot (31:41.31).
We wtorek w Pekinie m.in. bieg finałowy na 400 m pł (z Patrykiem Dobkiem), na 1500 m kobiet (z Angeliką Cichocką) oraz 800 m mężczyzn (z Adamem Kszczotem).
Maciej Jałoszyński, bar